W odległości 5 km na południowy wschód od Wilna, przy szosie prowadzącej do Mińska leży Niemież, niewielkie, liczące nieco ponad 3 tysiące mieszkańców miasteczko. Dzisiaj prawie nic nie znaczące, sześć stuleci temu było niemalże litewską stolicą. Tutaj wielcy książęta litewscy mieli swój zamek. Pomieszkiwał w nim najsłynniejszy z nich - książę Witold. A gdy jego żona Julianna zachorowała, wielki mistrz krzyżacki, Paul Bellitzer von Russdorff, wysłał do Niemieży swojego lekarza, by przywrócił ją do zdrowia. Na zamku tym przebywał też, przysłany przez tego samego mistrza, karzeł Hanne. Miał on niby zabawiać księcia Witolda, a w rzeczywistości był krzyżackim szpiegiem na litewskim dworze. W Niemieży Aleksander Jagiellończyk, nim został królem Polski, a był jeszcze wielkim księciem litewskim, spotykał w lutym 1496 roku swoją narzeczoną Helenę, córkę wielkiego księcia moskiewskiego, Iwana III Srogiego. Władysław Syrokomla tak to spotkanie opisał w "Wycieczkach po Litwie w promieniach od Wilna": Gdy się Aleksander z całym dworem i panami radnymi przybliżył, księżniczka wysiadła z pojazdu na rozesłany złotogłów i czerwone sukno, podała rękę przyszłemu mężowi, a po wymianie kilku słów uprzejmych, narzeczeni udali się do miasta; ona jechała w saniach, on konno jej towarzyszył. 160 lat później, podczas wojny polsko-moskiewskiej, gdy Wilno z większą częścią Litwy było w rękach Rosjan, w Niemieży Jan Kazimierz zawierał w 1656 roku rozejm z carem Aleksym I Michajłowiczem z dynastii Romanowów. Rozgrywały się więc w tym miasteczku wydarzenia dla Litwy bardzo istotne, a niemieżski zamek gościł w swoich murach nietuzinkowych ludzi, nim rozpadł się w początkach XVI wieku.
Nazwa Niemież pochodzi ponoć od sposobu przydzielania ziemi osiedlanym przez księcia Witolda Tatarom. Ziemi na tych terenach było tak dużo, że jej po prostu podczas rozdawania nie mierzono. - Nie mierz, tylko bierz, ile ci potrzeba - mówili Litwini do obdarowywanych Tatarów. Tak przynajmniej głosi miejscowa legenda. Tatarzy nadal mieszkają w Niemieży. Mają tutaj swój meczet i swój cmentarz z kilkuset nagrobkami, ale ich odsetek w ogólnej liczbie niemieżan jest niewielki, natomiast Polacy stanowią obecnie 54% populacji miasteczka.
Wróćmy jednak do zamku. Opuszczony w początkach XVI stulecia i wiele lat niezamieszkany, niszczał stopniowo wraz z upływem czasu. Kiedy go zabrakło, Niemież przestała być majętnością wielkoksiążęcą, a stała się własnością ekonomii wileńskiej. Władali nim kolejno wojewodowie wileńscy - Radziwiłłowie, Sapiehowie, Chodkiewiczowie i Ogińscy. Od Michała Kleofasa Ogińskiego kupił Niemież w 1794 roku Robert Brzostowski, kasztelan połocki, by odsprzedać ją wkrótce Ferdynandowi Platerowi. Ten z kolei w 1830 roku sprzedał te dobra Benedyktowi Tyszkiewiczowi.
Pałac Tyszkiewiczów z zabitymi na głucho drzwiami i oknami |
Benedykt Emanuel hr. Tyszkiewicz (1801-1866) herbu Leliwa, żonaty z Wandą Wańkowiczówną herbu Lis, w latach 1846-49 marszałek gubernialny kowieński, chociaż rezydował głównie w Czerwonym Dworze koło Kowna, zbudował w Niemieży klasycystyczny pałac. Budowa trwała 10 lat, a rozpoczęła się w 1830 roku. Jedenastoosiowy budynek pałacowy stanął na wysokich, mieszkalnych suterenach i chociaż był parterowy sprawiał wrażenie dwukondygnacyjnego, gdyż parter, podobnie jak sutereny, też był wysoki. Tylko trzyosiowa część środkowa była piętrowa. Poprzedzał ją portyk z czterema toskańskimi kolumnami na kwadratowych bazach, dźwigającymi płaskie belkowanie, zwieńczone trójkątnym przyczółkiem obramionym gzymsem kroksztynowym i przebitym pośrodku półokrągłym oknem. Kolumny zostały postawione na wysokim, rozległym tarasie, na który prowadziły kilkunastostopniowe, szerokie schody, obrzeżone kamiennymi murkami z żeliwnymi balustradami.
Toskańskie kolumny portyku |
Część środkową elewacji ogrodowej zdobił trzyosiowy, niezbyt wydatny ryzalit, oflankowany pilastrami i zamknięty przyczółkiem identycznym jak w elewacji frontowej. Z tej strony również znajdował się wysoki taras, oparty na półkolistych arkadach i otoczony tralkową balustradą z drewna. Osłaniał go jednospadowy dach podparty czterema cienkimi kolumnami.
Prostokątne okna we wszystkich elewacjach miały proste, skromne obramienia, bez nad- i podokienników. Gzymsy były słabo wydatne, z wyjątkiem kroksztynowego gzymsu poddachowego. Bonie zdobiły tylko naroża części suterenowej, której zbudowane z kamieni ściany były znacznie ciemniejsze od pokrytych jasnym tynkiem wyżej leżących elewacji.
Z portyku, poprzez drewniany przedsionek i główne drzwi wchodziło się do hallu, zajmującego frontowy fragment części środkowej pałacu. Drugą część, znacznie większą, zajmowała sala balowa, z której można było wyjść na ogrodowy taras. Oba te pomieszczenia ogrzewały marmurowe kominki, a zdobiły stiukowe rozety na sufitach. Salę balową oświetlał olbrzymi, brązowy żyrandol, z kryształowymi, weneckimi wisiorami. Całą przestrzeń na piętrze ponad tymi pomieszczeniami zajmowała kaplica, w której wisiał obraz Matki Boskiej namalowany przez Franciszka Smuglewicza. Jeszcze tylko jadalnia, znajdująca się na prawo od hallu miała charakter reprezentacyjny, pozostałe pomieszczenia były zwykłymi pokojami mieszkalnymi i gospodarczymi, i nie służyły do początków I wojny światowej właścicielom pałacu, którzy rezydowali gdzie indziej, lecz zarządcom lub dzierżawcom majątku.
Zrujnowana stajnia |
Wkrótce po wzniesieniu pałacu zbudowano w jego pobliżu, na fundamentach dawnego zamku, stajnię o niebanalnej architekturze. W jej środkowej osi usytuowano piętrową wieżę, zwieńczoną półkolistym szczytem mieszczącym między podwójnymi pilastrami dużą tarczę zegarową. Ponad nią umieszczono wiatrowskaz w postaci wyciętego z blachy konia o naturalnej wielkości. Specjalny mechanizm, w którym zastosowano łożyska kulkowe, umożliwiał łatwe obracanie się blaszanego konia nawet pod wpływem słabego wiatru. Główne wejście do stajni znalazło się w wieży i zostało ozdobione półkolistymi gzymsami, podobnie jak i podwójne okno na drugiej kondygnacji. Zarówno w wieży, jak i skrzydłach parterowych okna zostały zamknięte półkoliście i umieszczono je w półkolistych wgłębnych płycinach.
Po Benedykcie Emanuelu hr. Tyszkiewiczu Niemież odziedziczył jego wnuk, Benedykt Henryk hr. Tyszkiewicz (1852-1935), żonaty z Klarą Elżbietą Bancroft (1857-1883). On również, jak jego dziad, nie gospodarzył w Niemieży, lecz oddawał w dzierżawę ten majątek, liczący w pierwszych latach XX wieku - wraz z folwarkami Borejkowszczyzna, Czarna, Doliny, Rudomino i Szwajcary - około 10 tysięcy hektarów. Wiadomo, że jednym z dzierżawców w tym okresie, mieszkającym wraz z rodziną w niemieżskim pałacu, był Aleksander Andrzej Bagieński. Po 1914 roku nowym dziedzicem tych dóbr, chociaż początkowo tylko dzierżawcą, został Michał Bochwic, z zawodu inżynier kolejnictwa, który później - prawdopodobnie w 1928 roku - stał się prawowitym właścicielem mocno już okrojonego przez reformę rolną majątku w Niemieżu. On właściwie był pierwszym właścicielem, który mieszkał stale w pałacu. Wiemy, iż w tym czasie najcenniejszymi dziełami sztuki znajdującymi się w pałacu były oprócz Matki Boskiej Franciszka Smuglewicza obrazy włoskiego malarza, Salvatora Rosy: "Chrystus w rozmowie z faryzeuszami" oraz "Wyprawa Kolumba". No i żyrandol z weneckimi kryształami, który Michał Bochwic zobowiązał się wobec Benedykta Tyszkiewicza oddać do kościoła w Rudominie. Nim jednak zdążył to zrobić, wybuchła I wojna światowa i niemieccy żołnierze ukradli go. Podobnie stało się z mahoniowym umeblowaniem pałacu i innymi drogocennymi przedmiotami po wybuchu II wojny światowej.
Michał Bochwic przeżył II wojnę światową, a po jej zakończeniu wyemigrował do Polski. Natomiast jego majątek stał się kołchozem, pałac zaś zajęło Ministerstwo Łączności sowieckiej Litwy na rozgłośnię radiową. 10-hektarowy park pałacowy został zniszczony, kiedy przez jego środek poprowadzono szosę łączącą Wilno z Mińskiem. Zabudowania gospodarcze, wykorzystywane przez kołchoz, ulegały stopniowej degradacji, a kiedy kołchoz zlikwidowano w szybkim tempie stały się ruiną.
Oficyna po niedawnym remoncie | Odrestaurowany spichlerz |
Kiedy przyjechaliśmy do Niemieży latem 2013 roku, zastaliśmy pałac opuszczony, z zabitymi na głucho drzwiami i oknami. Położony jednak nowy, blaszany dach wskazywał, że kto myśli o renowacji dawnej siedziby ziemiańskiej. Świadczył o tym również przeprowadzony niedawno remont oficyny i odnowiony drewniany spichlerz. Tylko stajnia nadal przedstawiała żałosny widok, no i pałacowy park, z którego zostały tylko pojedyncze grupy drzew.