Na południowym krańcu Puszczy Białowieskiej, tuż przy granicy z Białorusią znajduje się obszerna polana. Kiedy dotrzemy do niej piaszczystą, leśną drogą, odchodzącą od żwirowego gościńca łączącego Starzynę z Wojnówką, dojrzymy stojący niemal na jej środku, przysłonięty nieco przez kilka brzóz i świerków drewniany dwór. Na podstawie położenia i wyglądu budynku można byłoby sądzić, iż jest to duża, zbudowana może trochę na wyrost w stosunku do miejscowych potrzeb, leśniczówka. Bo i rzeczywiście trudno wymarzyć sobie lepsze miejsce na tego typu siedzibę, zresztą stał tutaj niegdyś dom leśniczego zawiadującego lasami wchodzącymi w skład majątku Wojnówka należącego do Wołyńcewiczów.

Na rozległej polanie stoi dwór Wołyńcewiczów


Prawdopodobnie w 1886 roku zaczęto rozbudowywać leśniczówkę, a być może od podstaw budować w jej pobliżu nowy dwór. Zajął się tym Samuel Bernard Wołyńcewicz, właściciel majątku Laski pod Warszawą, chcąc postawić dom dla swojej matki. Mieszkała ona wówczas w Wojnówce z młodszym synem, Anatolem i jego żoną Matyldą. Odmienne zainteresowania i nawyki, które wyniosły ze swoich domów obie panie na Wojnówce, były przyczyną wzajemnej niechęci, uniemożliwiającej mieszkanie pod jednym dachem.
W czasie, gdy trwała budowa dworu dla "Starszej Pani Wojnowskiej", Samuel Bernard Wołyńcewicz, ożeniony z Antoniną z Podgórskich, sprzedał swoje dobra w Laskach i przeniósł się na Polesie, by w 1895 roku wziąć w dzierżawę majątek Liniewicze, leżący w pobliżu Kamieńca Litewskiego. Był on wtedy własnością rodziny Nielubowiczów, z której wywodzili się znani lekarze z profesorskimi tytułami. W 1901 roku dwór w Jodłówce był gotowy i miejsce niepozornej leśniczówki zajęła szlachecka rezydencja. Jej nazwa wzięła się od okolicznych lasów, w których przeważały jodły, ale zaczęto jej używać dopiero w drugiej dekadzie XX wieku.
W 1915 roku Samuel Bernard Wołyńcewicz udał się wraz z rodziną jako "bieżeniec" w głąb Rosji, by w Rostowie nad Donem przeżyć bolszewicką rewolucję i doczekać zakończenia I wojny światowej. Kiedy w 1919 roku wrócił do Liniewicz, zastał tam tylko zgliszcza i popioły. Przyjechał więc do Jodłówki i zamieszkał wraz z żoną i sześciorgiem dzieci we dworze, który budował dla swojej matki. Dokończył wznoszenie budynków gospodarczych, które od strony wschodniej i południowej ograniczyły dworski dziedziniec, podczas gdy jego pierzeję północną stanowiły zbudowane wcześniej dwa czworaki. Obok sadu, założonego po stronie zachodniej dworu, powstał park, a w nim dość duży staw przeznaczony do hodowli ryb oraz lodownia, serowarnia i pasieka licząca 60 uli. Ta ostatnia stała się oczkiem w głowie córki Heleny, która jako jedyna spośród licznego rodzeństwa nie założyła rodziny i pozostała z rodzicami w Jodłówce.

 W gąszczu letniej zieleni


W latach międzywojennych dwór na leśnej polanie tętnił życiem. Wprawdzie dzieci Antoniny i Samuela rozpierzchły się - z wyjątkiem Heleny - po świecie, ale na każde wakacje zjeżdżały do rodzinnego gniazda z coraz większą liczbą wnucząt. Latem zjawiali się letnicy z Warszawy, ceniący sobie piękne jodłowskie lasy, wspaniałą atmosferę dworu i jego niepospolitą kuchnię. Okoliczna ludność również nie stroniła od dworu. Nie było dnia, aby zajmująca się zielarstwem pani Antonina nie udzieliła komuś pomocy. Do Heleny natomiast przychodziły dzieci na bezpłatne lekcje prowadzone według programu pierwszych klas szkoły powszechnej. A w maju, wieczorami zbierały się we dworze wiejskie kobiety, by - bez względu na to, czy wyznawały prawosławie, czy były katoliczkami - śpiewać litanie do Matki Bożej przy fortepianowym akompaniamencie "pani Jodłowskiej".

Elewacja frontowa i boczna od strony wschodniej


W 1933 roku Samuel Wołyńcewicz podzielił cały majątek na części i oficjalnie, z udziałem notariusza sprzedał go swoim córkom i synom. Dzięki temu nie podlegał on później reformie rolnej. Dwór z zabudowaniami gospodarczymi, ogrodem, sadem i parkiem otrzymała Helena.
Jesienią 1939 r. zjawili się w Jodłówce żołnierze Armii Czerwonej. Wypędzili z niej, oczywiście, właścicieli, wycięli hektar sadu i duży fragment parku, zniszczyli budynki gospodarcze. Kiedy po nich przyszli Niemcy, kontynuowali zaczętą przez Rosjan dewastację. W czasie wojny zginął starszy z dwóch synów Samuela, Karol, oficer Wojska Polskiego, rozstrzelany przez Rosjan w Katyniu. Nie żyła już wówczas najstarsza córka, Kazimiera Mroczkowska, zmarła w 1936 r.
Po zakończeniu wojny majątek został rozparcelowany, chociaż w 1946 roku udało się Stanisławowi Trzaskowskiemu, mężowi Jadwigi - najmłodszej córki Wołyńcewiczów, uzyskać oficjalne potwierdzenie ówczesnego urzędu ziemskiego, że Jodłówka nie podlega wywłaszczeniu. Nikt jednak na to nie zwracał uwagi: las i park otrzymało nadleśnictwo Bielsk Podlaski, resztę wraz z zabudowaniami - Wojsko Ochrony Pogranicza. Żołnierze WOP nie byli wiele lepsi od bolszewików. Wprawdzie nie rozebrali dworu, jak to zrobili z jednym z czworaków i resztkami budynków gospodarczych, ale nieumiejętnym remontem doprowadzili go do żałosnego stanu. Zryli też wokół ziemię, kopiąc ćwiczebne rowy i transzeje. W latach 1954-1968 we dworze znalazła się szkoła i być może dzięki temu nie zniknął on całkowicie. Parku natomiast nie oszczędzono; wycięto najstarsze drzewa, ocalałe z pożogi wojennej.
W 1957 roku udało się uzyskać na piśmie decyzję wojewody białostockiego nakazującą zwrócenie dworu Helenie Wołyńcewicz, a lasu Jadwidze Trzaskowskiej. Dzięki temu można było podpisać umowę z Kuratorium Oświaty na wynajęcie budynku dworskiego na cele szkolne i ustalić wysokość czynszu, który wypłacany był właścicielce dworu do końca zajmowania go przez szkołę. Było to bardzo istotne, bowiem sam fakt, że instytucja państwowa płaciła czynsz osobie prywatnej, uchronił później jej własność przed zakusami powiatowych władz partyjnych.
Samuel Bernard Wołyńcewicz zmarł w lipcu 1948 roku z dala od Jodłówki, jego żona, Antonina, wiele lat przed nim - w maju 1936 roku. Ich wspólny grób znajduje się w lesie, nie opodal dworu, tuż przy drodze prowadzącej do Starzyny. Kryje on jednak tylko szczątki Antoniny, która za życia przykazała, aby ją tutaj po śmierci pochować. Prochy jej męża spoczywają na cmentarzu w Skarżysku.

 Grób Antoniny i Samuela Wołyńcewiczów

W pobliżu grobu Wołyńcewiczów stała przed wojną drewniana kaplica, zbudowana ze składek okolicznych mieszkańców, w której raz na dwa tygodnie odprawiane były nabożeństwa. Otaczały ją niezwykle urodziwe brzozy, tworząc namiastkę „świętego gaju”. Nic, więc dziwnego, że pobożna pani Antonina chciała tu znaleźć ostateczne schronienie. Tymczasem w 1939 r. sowieccy żołnierze rozebrali kaplicę, pod topór poszły dorodne brzozy i grób znalazł się w zwykłym lesie. Potem jak na ironię losu, w jego najbliższym sąsiedztwie wzniesiono pomnik upamiętniający lejtnanta Armii Czerwonej, który gdzieś w tej okolicy zginął podczas walk z Niemcami.
W 1963 roku zmarła Helena i zgodnie z jej życzeniem Jodłówka przeszła na własność pozostałych trzech sióstr. Dla uproszczenia formalności spadkowych cały jej majątek zapisano na Zenona Krogulca, męża Marii z domu Mroczkowskiej. Kiedy w 1968 roku szkoła przeniosła się do Starzyny, udało się Zenonowi Krogulcowi odzyskać rodową własność Wołyńcewiczów. Chciał z pewnością przywrócić jej dawną świetność, ale w owych czasach nie było to rzeczą łatwą. Zmarł zresztą wkrótce - w 1976 roku.
Obecnie dwór nie pełni już funkcji ziemiańskiej rezydencji. Jest to raczej dom letniskowy, niezbyt intensywnie użytkowany. Korzystają teraz z niego trzy osoby, mieszkające stale w Warszawie: Małgorzata Bargiełowska - córka Zenona Krogulca, Ryszard Leja - syn Marii, trzeciej z sióstr Wołyńcewiczówien oraz Bogna Łazęcka - wnuczka Jadwigi Trzaskowskiej. I ją najczęściej, bez względu na porę roku, można w Jodłówce zastać.
 

 Jodłówka zimą