Pierwszy dwór w Mikicinie, położonym w obecnym powiecie monieckim, zbudował sędzia ziemski łomżyński, Jan Sławski, któremu w 1493 roku Wielki Książę Litewski, Aleksander, przyszły król Polski nadał włości leżące nad rzeką Biełbą. Nie wiemy dzisiaj, jak wyglądała ówczesna siedziba dworska, nie wiemy też, jak zmieniał się jej wygląd w miarę przechodzenia w ręce coraz to nowych właścicieli.
Do rodziny Sławskich należał Mikicin lat 63. Później, do 1621 roku, był w posiadaniu rodziny Pęskich. Na pewien czas jego właścicielem został Stanisław Tarus, ale jeszcze w pierwszej połowie XVII wieku pojawia się nowy mikiciński dziedzic, Jakub Gobiaty. Po nim nastają Samuel i Konstancja Biedrzyccy, a na przełomie XVII i XVIII stulecia – Florian Młodnicki.
Kiedy koło 1740 roku Mikicin kupił chorąży bielski, Marcin Kuczyński, zaczęły się dla majątku najpomyślniejsze czasy. Kuczyńscy postanowili bowiem zmienić całe założenie dworsko-ogrodowe i nadać mu cechy baroku. Teren siedziby znalazł się na trzech rozległych tarasach. Najwyżej położony zajął dwór i zabudowania gospodarcze, niższy tak zaprojektowano, aby pełnił rolę dworskiego parku, ostatni, schodzący ku rzece przeznaczono na warzywne grządki. Mieszkańcy dworu mogli przez okna swojej siedziby oglądać malowniczo usytuowane ogrody i płynącą w dole Biełbę.
W początkach XIX wieku mikicińskie dobra nie należały już do Kuczyńskich; wzmiankowano kilku ich właścicieli, ale w latach 1838-1842 rozdzielone uprzednio części majątku nabył dla swojego syna Adolfa dziedzic pobliskich Moniuszek, Kazimierz Moniuszko. Nowy właściciel rozpoczął od razu prace zmierzające do istotnych zmian w kompozycji założenia. Już w 1847 roku na górnym tarasie, w otoczeniu dość dowolnie skomponowanego parku stanął klasycystyczny dwór z owalnym podjazdem, do którego od drogi dojazdowej prowadziła krótka aleja. Na tym samym poziomie, na południowy wschód od siedziby dworskiej powstały również nowe zabudowania. O ile murowany dwór wyglądał okazale, to budynki gospodarcze prezentowały się marnie – zbudowano je bowiem z chrustu i gliny; jedynie spichlerz wzniesiono z bali. Drewniane były także czworaki postawione po drugiej stronie drogi dojazdowej. Środkowy taras przeznaczony został na sady, najniższy zaś zamieniono na łąki obsadzone ozdobnymi krzewami oraz kępami typowych dla tej okolicy krzaków i drzew.

Elewacja frontowa dworu - zdjęcie z 1996 roku


W 1897 roku umarł Adolf Moniuszko i wówczas mikicińskie włości zostały podzielony między jego żonę Marię, siostrę Ewelinę Zawadzką oraz dalszych kuzynów, braci Bolesława, Jana, Leona, Stanisława i Stefana Kozłowskich. Po śmierci w 1902 roku Marii Moniuszko resztówkę po niej odziedziczył jej brat, Jan Czeczot, i sprzedał ją w 1905 roku braciom Kozłowskim, którzy już wcześniej, w 1900 roku, odkupili od Eweliny Zawadzkiej pozostałą część majątku, stając się tym samym właścicielami całego Mikicina. Po I wojnie światowej Kozłowscy podzielili mikicińskie dobra na trzy części. Tę część, w której znajdował się dwór, użytkowali wspólnie Jan i Stefan.
Prawdziwym dziedzicem był Jan, bowiem Stefan, z zawodu lekarz, mieszkał stale w Warszawie i w Mikicinie pojawiał się tylko od czasu do czasu. Jan, stary kawaler, gospodarzył sam. Majątek był zadłużony, więc trzeba było podejmować różne inicjatywy zmierzające do poprawy jego rentowności. Wśród zabudowań gospodarczych wyrosła zatem mleczarnia, zaczął pracować młyn, służące tylko ozdobie drzewa w parku musiały ustąpić miejsca śliwom, jabłoniom i gruszom, za drogą dojazdową wykopano staw z przeznaczeniem na hodowlę ryb. Trawniki i kwietniki, w tym starannie utrzymany gazon na podjeździe, znajdowały się tylko przy samym dworze. Część ozdobna ogrodów odgrodzona była od reszty szpalerem gęstych lilaków. W sadzie, między rzędami owocowych drzew, uprawiano warzywa.

Gdy pewnego razu przygotowywano tam grządki pod sadzonki, szpadel jednego z robotników zazgrzytał na jakimś twardym, dużym przedmiocie. Nadzorujący roboty gumienny, niejaki Siemion, natychmiast zarządził przerwę na obiad. Kiedy wszyscy fornale oddalili się na posiłek, chwycił za łopatę i wydobył z ziemi metalową skrzynkę. Gdy uporał się z jej wiekiem, okazało się, że wypełniona była po brzegi złotymi "pięciukami". Nie wiadomo, jak długo leżał skarb pod ziemią i kto go zakopał. Prawdopodobnie któryś z poprzednich właścicieli Mikicina. Siemion usiłował, oczywiście, przywłaszczyć sobie znalezisko. Nie udało mu się to jednak i dziedzic odzyskał metalową skrzynkę, tyle że uszczuploną o dwie czy trzy garście złotych monet. Ukrył ją ponownie, ponoć w którejś z dworskich piwnic. I chociaż stał się nagle człowiekiem bogatym, nadal żył bardzo skromnie: odżywiał się tylko kaszą z mlekiem i chlebem z masłem, pilnował, aby zimą nie spalać w jednym piecu więcej niż pięć kilogramów drewna, nie hodował koni, a do orki kazał zaprzęgać woły. 

Dwór tętnił życiem tylko latem, gdy przyjeżdżały siostry Jana Kozłowskiego: pani Mirajska z dziećmi i samotna "Ryża Pani". Mieszkały zwykle w pokojach na poddaszu, które starannie przygotowywano na długo przed ich przybyciem.

Pewnego wiosennego wieczoru, kiedy przy blasku świecy Edmund Mikita, zaufany pracownik dziedzica, kończył malowanie jednego z pokojów facjaty, weszła do niego nieznajoma dama. Ubrana była w długą, czarną suknię, krucze włosy upięte miała w wysoki kok zwieńczony złotym grzebieniem. Na jej lewym ramieniu siedział duży, czarny kot, którego oczy fosforyzowały zielonkawym światłem. Mikita pomyślał, że to pani Miryjska, której dotąd nigdy nie widział, przyjechała na wakacje i przyszła zobaczyć, jak przebiega remont przygotowywanego dla niej pomieszczenia. Ukłonił się więc grzecznie i dalej malował ścianę. Wkrótce usłyszał kroki wchodzącego po schodach pomocnika, którego wcześniej wysłał po farbę, a po chwili jego przeraźliwy krzyk i łomot czyniony przez spadające w dół ciało. Mikita susami wypadł z pokoju, ale na schodach nie było już nikogo, tylko z dołu dobiegały ciche jęki. Leżał tam jego pomocnik z twarzą przeoraną trzema krwawiącymi szramami. Młody chłopak trząsł się i nie był w stanie wydusić z siebie słowa. Wreszcie ochłonął nieco i zaczął opowiadać, spoglądając ciągle w górę ze strachem w oczach. Otóż, kiedy znalazł się w połowie schodów, zobaczył leżącą na stopniu złotą monetę. Schylał się, by ją podnieść, gdy poczuł na sobie czyjś wzrok. Wyprostował się i ujrzał stojącą na piętrze czarną damę. I w tym momencie z jej ramienia skoczył mu prosto w twarz olbrzymi kocur. Moneta, którą dotykał już palcami, znikła. Mikita, a tym bardziej jego pomocnik, nie chcieli już tego wieczoru kończyć malowania pokoju. Została tam jednak paląca się świeca, z którą trzeba było coś zrobić. Pobiegli więc obaj do dziedzica i opowiedzieli mu o zdarzeniu. Ten wysłuchał ich spokojnie, a potem rzekł: Czarna dama, mówicie. No, dobrze, dobrze... Idźcie już do domu. Świecę sam zgaszę. I bez najmniejszej obawy wszedł po schodach na górę.

 

Obecnie dwór stoi nadal pusty i trudno go dostrzec zza ściany wyrosłych wokół bezładnie drzew i krzewów

Własnością Kozłowskich pozostawał majątek do 1940 roku. Potem nastali sowieci i przekształcili go w kołchoz „Swobodny Trud”. Podczas okupacji niemieckiej w dworze zadomowiło się gestapo. Jan Kozłowski schronił się w domu jednej z mieszkanek Mikicina. Osamotniony, z bólem serca patrzył na dewastację majątku. Kiedy umarł, nie było komu go pochować;. Młodzi mężczyźni nie mogli pokazywać się publicznie, gdyż Niemcy urządzali akurat wtedy łapanki. Na domiar złego najbliższy cmentarz znajdował się w odległości kilku kilometrów, a wszystkie konie w okolicy zostały zarekwirowane, trudno też było o furmankę. Wreszcie znalazło się czterech starszych wiekiem mężczyzn, którzy z nieheblowanych desek zbili trumnę i na jakiejś furce pociągnęli ją własnymi siłami do Dolistowa. Tam, na miejscowym cmentarzu, bez nabożeństwa, bez udziału księdza, sami urządzili pogrzeb. Dzisiaj nietrudno odnaleźć grób Jana Kozłowskiego. Rośnie bowiem nad nim sosna splatająca swoje gałęzie w naturalny wieniec, jakby wynagradzając dziedzicowi skromniutki pogrzeb, podczas którego nie było nikogo, kto położyłby na grobie choćby kilka polnych kwiatów.

Zaraz po wojnie, powstało na 250 hektarach mikicińskiego majątku Państwowe Gospodarstwo Rolne. Wyrosły nowe zabudowania gospodarcze, postawiono też budynki mieszkalne dla robotników rolnych. W 1958 roku wyremontowano dwór i przeznaczono go na pomieszczenia biurowe i mieszkania dla pracowników PGR. Kiedy odnawiano budynek dworski, zgromadzone na dziedzińcu materiały budowlane były pilnowane przez zmieniających się dozorców. Jeden z nich zauważył, że punktualnie o dwunastej w nocy pojawia się sędziwy starzec ze świecącym fanarem w ręku i zagląda po kolei do wszystkich piwnic. Obecność tajemniczej zjawy o północy potwierdzili również inni mieszkańcy Mikicina i odtąd nikt już nie chciał zbliżać się do dworu późną nocą.

Po likwidacji PGR-u ziemię po nim wraz z budynkami gospodarczymi wydzierżawiła na 10 lat rodzina Łotowskich z Knyszyna. Obecnie dwór jest własnością Czesława Łotowskiego, ale od wielu już lat stoi pusty i trudno go dostrzec zza ściany wyrosłych wokół bezładnie drzew i krzewów.