Z Tykocina do Pentowa, dawnego miejskiego zaścianka, jest bliziutko. Prowadzi doń stary nadnarwiański gościniec, pokryty dzisiaj asfaltem, więc nim się obejrzymy, już trzeba będzie zboczyć przy żeliwnym krzyżu na leśną drogę obrzeżoną pochyłymi brzozami.

   
 Leśna droga obrzeżona pochyłymi brzozami  Do Pentowa skręcamy przy żeliwnym krzyżu

Chwilę pojedziemy skrajem lasu, potem skręcimy w jego głąb, by niespodziewanie znaleźć się przed drewnianą bramą. Brama jest zwykle otwarta, więc miniemy ją, aby wjechać na obszerną polanę w całości zajętą przez prostokątny dziedziniec otoczony gospodarskimi zabudowaniami. Zatrzymajmy się przy parkanie, spoza którego wyziera rodzinny dworek państwa Toczyłowskich.

 
 Dworek państwa Toczyłowskich


Ledwie nań spojrzymy, już wzbudzi naszą sympatię, już będziemy chcieli wejść do środka, poznać właścicieli. Jest drewniany, parterowy, pokryty gontem, ustawiony frontem na południe, w stronę podwórza. Pośrodku frontowej elewacji wznosi się piętrowy ryzalit z kolumnowym gankiem i balkonem. Po kolumnach i po ścianach pnie się, sięgając dachu, dzikie wino.
Przed gankiem, zamiast podjazdu, biegnie przez zadbany trawnik wybrukowana alejka, otaczając klomb pełen kwitnących krzewów. Po bokach piętrzą się ozdobne jałowce, świeżo nasadzone żywotniki, bzy, jaśminy, czeremchy, lipy, wierzby, klony, kasztanowce. Rosnące w pewnym oddaleniu sosny, z połamanymi przez wichury wierzchołkami, dźwigają bocianie gniazda.
Majątek w Pentowie od ponad 100 lat pozostaje własnością rodziny Toczyłowskich. Nieistniejący już stary dwór otrzymał w posagu Kazimierz Toczyłowski, żeniąc się z córką bogatego właściciela fabryki powozów w Białymstoku, Wysockiego, i mieszkał w nim do początków I wojny światowej. W 1915 r. musiał ewakuować się jako bieżeniec wraz z rodziną w głąb Rosji, a kiedy powrócił po ośmiu latach, zastał same zgliszcza i popioły. Zakasał jednak rękawy i na starych fundamentach postawił nowy, sosnowy dwór. Nie przejął się tym, że miejscowe sosny nie nadawały się na budowę solidnej siedziby. Korzystając z tego, że Narwią w owych czasach pływali flisacy, zakupił w Puszczy Białowieskiej stuletnie drzewa i spławił je wprost na swoje podwórze.
Kiedy w 1939 r. Rosjanie zajęli Białostocczyznę, Kazimierz Toczyłowski znowu spakował walizki i czekał z determinacją na zsyłkę. Miał powody, aby się jej spodziewać: w okresie międzywojennym był burmistrzem Tykocina. Nim jednak enkawudziści zdecydowali się wywieźć go na Syberię, musieli sami uciekać przed wojskami niemieckimi. Kolejni okupanci zamieszkali we dworze, a Toczyłowscy tułali się gdzie popadło. W 1944 r. Rosjanie ponownie pojawili się w Pentowie. Tym razem kwaterował tu jakiś sztab wojskowy, wysokie sosny służyły za maszty radiostacji, a w sypialni pana domu nocował ponoć sam marszałek Rokossowski.
Jeszcze przed zakończeniem wojny zmarł Kazimierz Toczyłowski, pozostawiając w spadku pentowskie dobra swojemu synowi – Stefanowi, który podzielił się nimi formalnie z bratem Ludomirem i dzięki temu uchronił przed parcelacją. W 1995 r. odziedziczył je syn Stefana, Bogdan. Początkowo zajął się hodowlą bydła, ale wraz z nowym stuleciem skoncentrował się na hodowli koni, wśród których oczkiem w głowie stało się stadko koników polskich.Trudno mówić o hodowli bocianów, ale jest z tym w Pentowie coś na rzeczy, skoro wokół dworu można wypatrzyć 35 bocianich gniazd. Zdecydowaną większość zbudowały same ptaki, ale resztę posadowił gospodarz i członkowie Północnopodlaskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków. Gniazda są wszędzie: na dachach obór i stodoły, na słupach telegraficznych i słupach specjalnie ku temu postawionych, na starych, wysokich drzewach, na niektórych nawet po dwa. Bociany zadomowiły się u państwa Toczyłowskich nie tylko dlatego, że mają tam gniazd pod dostatkiem i są hołubione przez gospodarzy, ale głównie z tej racji, iż wkoło rozciągają się rozległe nadnarwiańskie łąki, na których nie zabraknie im pożywienia. 

Zaloty pentowskich bocianów Trzy bocianie gniazda na jednej brzozie

Sława Pentowa jako niepospolitego siedliska bocianów rozniosła się daleko i w czerwcu 2001 roku zostało ono oficjalnie uznane za Europejską Bocianią Wioskę – pierwszą w Polsce, a siódmą w Europie. Tytuł ten przyznała mu niemiecka fundacja „Euronatur” na wniosek Północnopodlaskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków (PTOP). Pan Bogdan Toczyłowski, tworząc wraz z PTOP jak najlepsze warunki do bytowania bocianów, nie zapomniał o miłośnikach tych ptaków. Dla nich wzniósł 12-metrową wieżę obserwacyjną, z której można wygodnie podpatrywać „domowe życie” bocianów, przez lornetkę zaglądać im niemal do gniazd, a wykorzystując teleobiektyw, robić zdjęcia trudne do wykonania w innych warunkach.

Fotogaleria na świeżym powietrzu


Od końca ubiegłego wieku dwór w Pentowie staje się coraz bardziej pensjonatem. Przyjeżdżają doń z całej Polski i z zachodniej Europy miłośnicy ptaków. Bociany mają na podwórku, a inne ptaki mogą podglądać na rozciągających się szeroko tuż za dworem nadnarwiańskich łąkach i w leżących po sąsiedzku Parkach Narodowych: Biebrzańskim i Narwiańskim. Za lokum służą przybyszom pokoje na poddaszu dworu, za środki lokomocji – konie, bryczki i własne auta. W dawnej stajni urządzono galerię, nazwaną, oczywiście, "Galerią Bocianią", w której prezentowane są prace wybitnych fotografów przyrody.

"Galeria Bociania" w dawnej stajni


Dzięki temu, że dwór w Pentowie znajduje się w rękach jednej rodziny już ponad 100 lat, goście mogą również zobaczyć, jak wygląda autentyczne wnętrze szlacheckiej siedziby. Stoją tu stare piece z bogato zdobionymi zwieńczeniami, wiekowe szafy, kredensy, sekretery, naftowe lampy, zegar z 1875 r., pianino uratowane z pierwszego dworu. Na ścianach wiszą obrazy pędzla Zygmunta Bujnowskiego, słynnego „Zycha”, który w latach dwudziestych XX wieku bywał gościem Kazimierza Toczyłowskiego i być może w cieniu dworskich drzew malował swoje smutne nadnarwiańskie pejzaże.

 
 Salonik  Jadalnia


Przechodząc z pomieszczenia do pomieszczenia, oglądając znajdujące się w nich sprzęty, obrazy i fotografie, widzimy, jak przeszłość kształtowała ten dwór, jak nawarstwiała się rok po roku, pokolenie po pokoleniu. Ta siedziba, niczym człowiek, ma swoją biografię i jak doświadczony człowiek stara się wychować kolejnych swoich mieszkańców na wzór i podobieństwo protoplastów rodu.